Przejdź do głównej zawartości

GRUDZIEŃ Z OFICYNKĄ: Alfred Siatecki

#grudzienzoficynką jeszcze trwa, dlatego serdecznie zapraszamy Was do przeczytania krótkiej rozmowy z Alfredem Siateckim, autorem między innymi powieści „Zaproszenie na śmierć”.

Oficynka: Co się zmieniło w Pana życiu od czasu wydania pierwszej książki?


Alfred Siatecki: Debiutowałem zbiorem opowiadań „Podzwonni ręczniacy” w warszawskim wydawnictwie Iskry w 1984 roku. Dotąd ukazały się drukiem 32 powieści, zbiory opowiadań i słowników literackich z moim imieniem i nazwiskiem na okładce. Cztery wyszły także w formie audiobooków i trzy jako ebooki. Moje opowiadania są w 19 antologiach i almanachach. Zostały przetłumaczone na białoruski, łużycki, niemiecki i rosyjski. Nie potrafię policzyć, ile moich utworów wydrukowały czasopisma i przeczytali lektorzy na antenie radiowej. Nie policzyłem, ile książek recenzowałem i o ilu pisałem opinie.

Oficynka: Co zadecydowało, że wydał Pan książkę w wydawnictwie Oficynka?

AS: Jestem jednym z pierwszych autorów Oficynki. Kiedy powstało wydawnictwo, zaproponowałem wydanie powieści kryminalnej „Postrzelony”. Jej pierwsze wydanie było w 2013 roku, drugie trzy lata później. Dotąd poza „Postrzelonym”, który otwiera cykl z redaktorem Danielem Jungiem, Oficynka wydała „Porąbanego”, „Pomstę” i „Zaproszenie na śmierć”. Wierzę, że kolejne powieści w klimacie zielonogórskim ukażą ze znakiem firmowym Oficynki. W tym wydawnictwie wyszła też moja powieść obyczajowa „Polonistki”.

Oficynka: Co najbardziej ceni Pan sobie w pisaniu? Co Panu daje pisanie?

AS: „Nie umiem żyć bez pisania” – tak odpowiedziałem na pytanie Jolanty Świetlikowskiej w 2013 roku, kiedy rozmawialiśmy o „Postrzelonym”. Od tego czasu nic się nie zmieniło. To nie znaczy, że tylko piszę. Bo i redaguję zielonogórski magazyn „Na Winnicy”, prowadzę spotkania z pisarzami, wygłaszam opinie o książkach. Pisanie stało się moim zawodem. Gdybym miał słuch, może byłbym muzykiem. Gdybym miał talent plastyczny, pewnie byłbym malarzem. Swoimi doświadczeniami pisarskimi dzieliłem się ze studentami Uniwersytetu Zielonogórskiemu na zajęciach z kreatywnego pisania. 

Oficynka: Czy ma Pan ulubionego bohatera swoich książek?

AS: Od wielu lat opowiadam o Danielu Jungu. To były komisarz kryminalny, który odszedł z policji dlatego, że nakrył swoich zwierzchników na machlojkach, a oni takich nie lubią. A że skończył studia psychologiczne, miał znajomych w policji, prokuraturze i zakładzie medycyny sądowej, nie robił za dużo błędów ortograficznych, znalazł zajęcie w gazecie codziennej jako reporter śledczy. Tam też nie wiedzie mu się najlepiej, ale komu się układa w dzisiejszych czasach?

Oficynka: Jakie ma Pan najbliższe plany literackie? Nad czym Pan obecnie pracuje?

AS: Do niedawna traktowałem to pytanie jako pechowe. W zeszłym roku zmieniłem zasadę. W połowie roku złożyłem w Oficynce powieść „Winne Wzgórze”. Szlifuję dwie kolejne powieści „Brzytwa” i „Morderca ukrył się przed sobą samym”. W zamyśle mam następną rzecz z red. Jungiem. Na zdrowie i brak pomysłów nie narzekam, pewnie więc uda mi się zrobić to, co sobie zaplanowałem. Na przykład kryminał retro z akcją osadzoną w 1922 roku w Grünbergu, czyli Zielonej Górze, gdzie mieszkam.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Anna Grzeszczuk: "Postaci z mojej książki istnieją bądź istniały"

Serdecznie zapraszamy do przeczytania naszej rozmowy z Anną Grzeszczuk, autorką powieści pt. "Lektorka", która należy do naszej serii błękitnej.  Oficynka: Pani Aniu, "Lektorka" wydaje się być lekką ucztą literacką, a w tej niepozornie wyglądającej książce nagromadzonych jest tyle emocji... Trudno było opowiedzieć tę historię? Anna Grzeszczuk:  „Lektorka” jest dokładnie taka, jak sobie założyłam. Nie zamierzałam wydłużać wątków tylko dlatego, aby książka zyskała na objętości. Dlatego z jednej strony niepozorność, a z drugiej sporo emocji. Kondensacja emocji. Jeśli pewna historia niejako osiadła we mnie, to pisze się o niej w takim cudownym transie. Świat przestaje istnieć, a ja łapię się na tym, że nawet nie czuję potrzeby zrobienia sobie przerwy na posiłek. Tak właśnie było w przypadku tej książki. Dla mnie taki stan twórczego amoku to sama przyjemność. Oficynka: Czy Olga ma swój pierwowzór w rzeczywistości, czy jest to postać całkowicie wymyślona? AG:  Nie piszę o...

Justyna Typańska: "książkę czyta się tak, jakby to, co w niej zawarte, wydarzyło się i zostało spisane"

Dziś rozmawiamy z Justyną Typańską, autorką książki "Zaczynam od listu, kochanie". Jej kolejna powieść - "Dziewczyna z bidula" - już wkrótce będzie miała swoją premierę. Zapraszamy do lektury wywiadu. Oficynka: Dzień dobry Pani Justyno! Na początek muszę zapytać: jest Pani stałym bywalcem biblioteki? Justyna Typańska: Dawniej często, a szczególnie gdy chodziłam do szkoły podstawowej w Krzykosach i biblioteka była niedaleko. W liceum biegałam do biblioteki miejskiej w Środzie Wlkp. – tam zawsze było dużo nowości. Później zaczęłam szukać książek w Internecie i niekoniecznie musiały być nowe. Jeśli były w dobrym stanie, to często je kupowałam. Tak udało mi się zebrać całą kolekcję książek pióra Jane Austen oraz kontynuacje jej książek napisanych przez inne autorki. Do tej pory takich szukam, ale zaglądam też często na strony księgarń internetowych lub wpadam do Empiku. Oficynka: Jak się Pani domyśla, pierwsze pytanie nie było przypadkowe, bo częściowo akcja powieś...

Katarzyna Konczarek: "Jeśli teraz zacznę paradować w błękitach, będę tłumaczyła zdumionym rodzinie i przyjaciołom, że to wina wydawnictwa"

Serdecznie zapraszamy do wywiadu z Katarzyną Konczarek, autorką powieści "Słoik w papryczkach". Tytuł ten należy do oficynkowej błękitnej serii. Oficynka: Pani Kasiu, ponad rok temu ukazała się Pani debiutancka powieść o smakowitym tytule „Słoik w papryczkach”. Czy po tych kilkunastu miesiącach pamięta Pani jeszcze emocje, które towarzyszyły ukazaniu się książki? Katarzyna Konczarek: Pamiętam swoje niedowierzanie, że to już. Że coś, co kiedyś było tylko mrugającym kursorem, strzępkami tekstów, które trzeba było miesiącami układać, okrawać, uzupełniać i montować w całość, wreszcie tą całością się stało. Kiedy dostałam wiadomość: „Pani Kasiu, książki już są”, potrzebowałam chwili, żeby w to uwierzyć. Musiałam nauczyć się traktować „Słoik w papryczkach” jako tekst kompletnie skończony, który zaczął żyć swoim życiem. Oficynka: Przyznam szczerze, że bardzo podoba mi się tytuł książki. Czy od samego początku powstawania powieści wiedziała Pani, że to właśnie papryczki znajdą s...