Przejdź do głównej zawartości

GRUDZIEŃ Z OFICYNKĄ: Tomasz Rabsztyn



Zanim jeszcze będziecie świętować, zachęcamy Was do przeczytania wywiadu z Tomaszem Rabsztynem, autorem książki "W Koloseum. O Tomie Waitsie" w ramach akcji #grudzienzoficynką.

Oficynka: Co się zmieniło w Pana życiu od czasu wydania pierwszej książki?


Tomasz Rabsztyn: W kwestii samego pisania zmieniło się wiele – można powiedzieć, że na długie lata, biorąc pod uwagę moje średnie tempo pracy, odnalazłem „swoją ścieżkę”. Wcześniej publikowałem więcej recenzji czy różnych artykułów filmowych, od momentu wydania książki o Davidzie Bowiem zatytułowanej Pająk malezyjski, pająk szklany i pająk z Marsa (2013) poświęcam się głównie jednemu projektowi. Merytorycznie i formalnie W Koloseum. O Tomie Waitsie jest bowiem dojrzalszą, spójniejszą i nieco mniej abstrakcyjną kontynuacją Pająka. W debiucie przyglądałem się kinowym kosmitom, wampirom, Człowiekowi-Słoniowi, japońskim obozom jenieckim, Andy’emu Warholowi, Poncjuszowi Piłatowi i Nikoli Tesli, tutaj skupiam się też na tak powszechnych zjawiskach, jak np. bezdomność, przestępczość, nałóg i samobójstwo. Chociaż psychopaci, potwory, Dracula i szatan W Koloseum także się znajdą.

Oficynka: Co zadecydowało, że wydał Pan książkę w wydawnictwie Oficynka?

TR: Jednym z miejsc, do których przesłałem tekst, było Wydawnictwo Naukowe KATEDRA i stamtąd otrzymałem pozytywną odpowiedź od pana Kazimierza Świetlikowskiego. Mimo że książka świetnie tam pasowała, w toku dalszych ustaleń przeszedłem jednak do Oficynki prowadzonej przez Jolantę Świetlikowską, w której dominują wprawdzie kryminały i powieści sensacyjne, ale która ma również w swojej ofercie wiele innych działów, między innymi humanistykę – a w niej na przykład takie tytuły jak Rewolucja rocka Marcina Rychlewskiego czy znany mi już wcześniej Etnolog w Mieście Grzechu Mariusza Czubaja. Książka o Tomie Waitsie także się więc tutaj odnalazła.

Oficynka: Co najbardziej ceni Pan sobie w pisaniu? Co Panu daje pisanie?

TR: Najkrótsze i najtrafniejsze wyjaśnienie znalazłem niedawno, dość niespodziewanie, w thrillerze Koniec warty Stephena Kinga, który zamyka trylogię o przygodach emerytowanego policjanta Billa Hodgesa. Otóż dla niego podczas śledztwa „nagrodą był sam błysk towarzyszący pojawieniu się powiązań” – i tylko z niego nie potrafił później zrezygnować. W moim przypadku jest podobnie – nie piszę przecież powieści, nie kreuję nowych światów bądź postaci, tylko interpretuję i nieustannie szukam nietypowych, niezauważonych wcześniej bądź przynajmniej szerzej jeszcze nieomówionych powiązań: między kinem, muzyką, literaturą i w końcu, do pewnego stopnia, życiem „bohaterów” moich książek. W całym procesie pisania, który zaczyna się od raczej męczącego researchu, gromadzenia informacji, a kończy na ubieraniu pomysłów w odpowiednie słowa, najprzyjemniejszy i najcenniejszy jest właśnie ten umowny moment przejściowy, w którym wpadam na dane powiązania.

Oficynka: Co zwykle decyduje o wyborze „bohatera” Pana książek? 

TR: Bowie i Waits to z pewnością jedni z najważniejszych dla mnie artystów, ale w tym wyborze nie chodzi tylko o ich twórczość, bowiem tak samo podziwiam dokonania np. bliskiego Bowiemu Briana Eno, zwłaszcza wczesnego, czy na przykład grupy Ween, pod kątem stricte muzycznym szczególnie ciekawej. Kluczowy w przypadku Bowiego i Waitsa jest po prostu fakt, że obaj występują w filmach, obaj są też ikonami popkultury i stworzyli intrygujące persony – czy to na scenie, czy na ekranie. Innymi słowy, stanowią według mnie lepszy materiał na książkę kulturoznawczą niż biograficzną, pisanie o nich daje dużo swobody interpretacyjnej i pozwala na interdyscyplinarne podejście.

Oficynka: Jakie ma Pan najbliższe plany literackie? Nad czym Pan obecnie pracuje?

TR: Najbliższe plany literackie to zakończenie właśnie tej nieformalnej trylogii, nazwanej przeze mnie pół żartem, pół serio „Dobry, zły, brzydki”, czyli konkretnie książka o Meat Loafie. Poszczególne części tryptyku powstawały zresztą zgodnie z kolejnością, jaką narzuca tytuł antywesternu Sergia Leone – i teraz przyszedł czas na „Brzydkiego”. Meat Loaf oczywiście pod kątem talentu czy wpływu na popkulturę mocno odstaje od Bowiego i Waitsa, ale pod wszystkimi innymi względami wpisuje się już w moją koncepcję doskonale. Wszyscy trzej artyści są zresztą w podobnym wieku: zmarły w 2016 roku Bowie to rówieśnik Meat Loafa, a Waits jest od nich o dwa lata młodszy. Tym samym panowie, razem wzięci, ukazują nie tylko różne oblicza odmienności, lecz także historię muzyki rozrywkowej i kina począwszy od lat 70. (Bowie zahacza jeszcze o lata 60.) aż do teraz. I tak jak napisałem już we wstępie do W Koloseum, historia ta pełna jest wzlotów i upadków – przy czym tych drugich zdecydowanie najwięcej dostarcza Meat Loaf. Ale o upadkach także warto pisać. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Justyna Typańska: "książkę czyta się tak, jakby to, co w niej zawarte, wydarzyło się i zostało spisane"

Dziś rozmawiamy z Justyną Typańską, autorką książki "Zaczynam od listu, kochanie". Jej kolejna powieść - "Dziewczyna z bidula" - już wkrótce będzie miała swoją premierę. Zapraszamy do lektury wywiadu. Oficynka: Dzień dobry Pani Justyno! Na początek muszę zapytać: jest Pani stałym bywalcem biblioteki? Justyna Typańska: Dawniej często, a szczególnie gdy chodziłam do szkoły podstawowej w Krzykosach i biblioteka była niedaleko. W liceum biegałam do biblioteki miejskiej w Środzie Wlkp. – tam zawsze było dużo nowości. Później zaczęłam szukać książek w Internecie i niekoniecznie musiały być nowe. Jeśli były w dobrym stanie, to często je kupowałam. Tak udało mi się zebrać całą kolekcję książek pióra Jane Austen oraz kontynuacje jej książek napisanych przez inne autorki. Do tej pory takich szukam, ale zaglądam też często na strony księgarń internetowych lub wpadam do Empiku. Oficynka: Jak się Pani domyśla, pierwsze pytanie nie było przypadkowe, bo częściowo akcja powieś

ADAM KOPACKI: "Chcę, żeby powieść relaksowała i robię wszystko, żeby osoba czytająca miała jak najwięcej frajdy z lektury"

W  ten walentynkowy wieczór serdecznie zapraszamy do przeczytania wywiadu z autorem „Guruny” - Adamem Kopackim! Oficynka: Czy coś się zmieniło w Pana życiu od czasu wydania „Guruny”? zdj. K. Staniorowska Adam Kopacki: Zmieniło się sporo, chociaż premiera „Guruny” miała  miejsce całkiem niedawno, bo w grudniu zeszłego roku. Poznałem trochę  lepiej świat literacki. Wziąłem udział w spotkaniu autorskim. Pierwszy raz  w życiu zadedykowałem komuś książkę i podpisałem ją swoim nazwiskiem, co było dla mnie nie lada wyczynem, bo okropnie bazgrolę. Zobaczyłem swoją powieść na półkach księgarni i otrzymałem dużo ciepłych komentarzy. Oficynka:   Czy wydawnictwo Oficynka było Pana pierwszym "strzałem", czy wysłał Pan swój literacki debiut do innych wydawców? AK: Zrobiłem rozeznanie, w jaki sposób nawiązuje się współpracę z wydawcami. Przygotowałem tzw. propozycję wydawniczą (biogram, tekst oraz jego streszczenie) i rozesłałem do oficyn, które specjalizują się w m.in. literaturze o

KONRAD REZNOWICZ: "Konrad Reznowicz to prawdziwa postać, nawet jeśli naprawdę nie istnieje"

Dwa miesiące temu na rynku wydawniczym pojawiła się powieść Konrada Reznowicza pt. Pójdziesz ze mną? . Książka niezwykle prowokująca, dająca do myślenia, wzywająca do dyskusji. Dziś publikujemy wywiad z autorem, w którym rozmawiamy o jego książce, ulubionych twórcach i wszystkim innym. Zapraszamy do lektury! Oficynka: Dzień dobry Panie Konradzie! Bardzo się cieszę, że będziemy mogli porozmawiać o Pana powieści Pójdziesz ze mną? . Przeczytałam ją w ciągu dwóch wolnych wieczorów i... to nie jest łatwa książka. Może czytelnika albo zafascynować, albo zrazić. Czy pisząc ją, właśnie te dwie emocje chciał Pan wzbudzić w czytelniku? Konrad Reznowicz: W trakcie pisania w ogóle się nad tym nie zastanawiałem. Bardziej skupiałem się na sobie, na swoich emocjach. Powieść powstała dosyć szybko, pisałem, jak w transie i tak naprawdę dopiero, kiedy powstała, zdałem sobie sprawę, że książka może budzić skrajne emocje, zwłaszcza te negatywne. Nie sądzę jednak, by pisarz miał duży wpływ na to, jak jego