Przejdź do głównej zawartości

DOMINACJA JEST TU NAJWAŻNIEJSZYM MOTOREM. WYWIAD Z MAKSIMEM WOLFFEM



Redakcja: Napisał Pan odważną powieść, która z jednej strony nie unika ostrych scen seksu, a z drugiej głębokiego zanurzenia się w naturę kobiecych pragnień seksualnych i psychikę mordercy. Co było impulsem do napisania tej książki?
Maksim Wolff: Kilka lat temu przeczytałem artykuł w którymś z popularnych miesięczników o skrzywdzonej w młodości kobiecie, która nie potrafiła pogodzić się z krzywdą, jaka ją spotkała ze strony mężczyzny i po kilkunastu latach popełnia samobójstwo. Sporządziła list pożegnalny, tłumacząc swój czyn, ujawniając też wszystkie okoliczności zbrodni, jakiej stała się ofiarą, gdy była jeszcze dziewczynką. Jej list spowodował aresztowanie i osądzenie sprawcy. Pomyślałem, a gdyby ta kobieta nie poddała się, gdyby odrzuciła rolę ofiary i przyjęła postawę mścicielki. Postanowiłem sprawdzić to, tworząc scenariusz, w którym rolę się odwracają. Tak powstała historia Justyny. Dziewczyny szalonej, odważnej, ale też samotnej i tęskniącej za normalnym życiem.

Redakcja: A na czym oparł Pan jej profil psychologiczny? Skąd czerpał Pan wiedzę na temat jej perwersyjnych zachowań?
Maksim Wolff: Nie chciałem, aby moja bohaterka była zalęknioną, bezbronną dziewczynką, lecz odważną i niebojącą się poszukiwać realizacji swoich seksualnych potrzeb kobietą. Tak dużo słyszy się o gwałtach, o znęcaniu się nad partnerką, o zmuszaniu dziewcząt do nierządu, ale przecież są kobiety, które potrafią uderzyć większego od siebie mężczyznę, nie boją się głośno zaprotestować i wykrzyczeć swoje racje prosto w twarz. Kobiety potrafią się bronić, potrafią też walczyć na wojnie czy na ringu bokserskim, potrafią snuć intrygi, mścić się, a planowanie zbrodni wcale nie jest im obce. Nie szukałem wzorca, aby nadać mojej bohaterce całkiem indywidualne cechy, ale dodałem jej atom męskości, w postaci niehamowanej potrzeby zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych. Nie chciałbym za dużo zdradzać przyszłym czytelnikom, więc pozwolę sobie tylko dodać, że Justyna nie jest w tej historii ofiarą, a przynajmniej tak jej się wydaje.

Redakcja: A jak było z postacią kierowcy?
Maksim Wolff: O ile przy kreowaniu postaci Justyny posłużyłem się bardziej intuicją niż gotowym wzorcem, to przy kierowcy miałem ułatwione zadanie, czerpiąc wiedzę z historii takich postaci jak Skorpion z Wybrzeża czy Wampir z Bytomia. Czytając o ich zbrodniach, o motywach, którymi się kierowali, z łatwością stworzyłem postać, która idealnie pasowała do opowiedzianej przeze mnie historii.

Redakcja: W układzie Justyna – kierowca w gruncie rzeczy chodzi o poczucie władzy. Dobrze odczytuję Pana intencje?
Maksim Wolff: Absolutnie tak. Dominacja jest tu najważniejszym motorem, który pcha głównych bohaterów do złych uczynków. Kierowca, jak i Justyna ciągle walczą o to między sobą, próbują się na różne sposoby przechytrzyć, knują podstępy, chcąc przejąć władzę nad drugą osobą. Naprzemiennie im się to udaje, lecz każde z nich stosuję odmienną taktykę, nie zawsze prawidłowo odczytywaną przez przeciwnika, który nieświadom tego, przegrywa potyczkę. Jednak ich walka nie zaczyna się w chwili spotkania, lecz trwa, niedosłownie, od zawsze. Kierowca jest bardziej tajemniczy i nie znamy jego przeszłości. Wiemy o nim tylko tyle, ile sam chce nam o sobie powiedzieć, i takiego go poznajemy. Jednak jego czyny mówią więcej niż słowa i nie mamy wątpliwości, że postępował tak w przeszłości i będzie taki w przyszłości. Obydwoje traktują władzę nad drugim człowiekiem jak grę, w której nie ma remisu. Zachowują się jak hazardziści, dla których nie ma większego wyzwania niż pokonać przeciwnika. Mimo że ta cecha łączy ich, to jednak są różni. Dla kierowcy władza jest celem samym w sobie, dla głównej bohaterki jest to zasłona dymna przed jej prawdziwym lękiem.


Redakcja: Sam, podobnie jak Pana bohater, jeździ Pan tirem. Jak Pan ocenia bezpieczeństwo na takich trasach? I możliwość zrealizowania się podobnego scenariusza jak w Pana powieści?
Maksim Wolff: Większość z nas wozi w kabinie przedmioty, które mogą służyć jako broń. Są to scyzoryki, metalowe pręty, a bywa też, że maczety. To dowodzi, jak bardzo nie ufamy miejscom, w których przychodzi nam spać. Słyszy się o wpuszczeniu gazu usypiającego do kabiny, o atakach, gdy kierowca wychodzi w nocy za potrzebą, a nawet o gwałtach. Zdarzyło mi się zmieniać podejrzane parkingi, prosić innego kierowcę parkującego obok, by spojrzał na moją ciężarówkę, gdy szedłem w biały dzień do sklepu. Często wozimy drogi towar, to kusi i przyciąga amatorów cudzej własności. Mam wrażenie, że zdecydowanie częściej kierowcy są ofiarami niż ich przygodni pasażerowie.
Kiedy jeździłem do Rosji, jeszcze przed kryzysem w dwa tysiące dziewiątym roku, to często zdarzało mi się zabierać pasażerów. Raz był to kierowca białoruski, innym razem milicjant wracający ze służby do domu, ale kilka razy były to młode kobiety. To nie były krótkie kilkunastominutowe podwózki, lecz kilkugodzinne podróże na odcinkach często dłuższych niż dwieście kilometrów. Czy trzeba dużo wyobraźni, aby wymyślić scenariusz, w którym kierowca porywa i wywozi kobietę w nieznanym kierunku?
A jednak mało jest informacji w prasie i telewizji o kierowcach porywających dziewczyny. Nie chcę tu umniejszać żadnej z takich tragedii, po prostu uważam, że wszystko może się zdarzyć i trzeba być czujnym w takich sytuacjach, kierować się rozsądkiem, unikać ryzykownych wyborów i nie iść łatwą drogą do celu, o czym, między innymi, ostrzega historia mojej bohaterki.

Redakcja: Pana powieść to jeden z najciekawszych thrillerów, jakie się ostatnio ukazały. Lubi Pan czytać czy oglądać thrillery?
Maksim Wolff: Dziękuję za komplement. Oczywiście, czytam i oglądam thrillery, a tacy autorzy jak Alistair McLean, Ken Follett, Raymod Chandler byli ze mną od czasu, gdy nauczyłem się świadomie czytać. No i filmy: o szpiegach, o płatnych zabójcach, o kryminalnych zagadkach i politycznych intrygach balansujących na krawędzi globalnej wojny.
Uwielbiam czekać na odkrycie tajemnicy, która jest na końcu książki, a emocje, jakie towarzyszą mi w trakcie lektury, są często tak wielkie, że nie jestem w stanie oderwać się, póki nie skończę czytać.

Redakcja: Na pewno więc i z nich czerpie Pan inspirację.
Maksim Wolff: Dzisiaj tak, ale przed napisaniem „Nożyczek” nie miałem styczności z tego typu literaturą, mówię tu o erotyce, choć na krótko przed tym zapoznałem się z „Dekameronem” Giovanniego Boccaccio. Być może to wiekowe dzieło w pewien sposób wpłynęło na napisanej przeze mnie historii. W trakcie pisania miałem bowiem kilka momentów, w których historia nie szła takim torem, jaki zaplanowałem, lub bohaterowie „siadali na ławce i wielce obrażeni, przestawali mnie słuchać”, opowieść grzęzła w miejscu. W takich sytuacjach odkładałem pisanie i brałem się za czytanie. Inspiracji szukałem w książkach takich autorów, jak: Bułhakow, Camus Asimov czy też Grzędowicz i jego „Pan lodowego ogrodu”. Moi bohaterowie mogli „odpocząć”, ja nabierałem nowych sił i historia ruszała dalej.


Redakcja: Muszę zapytać o jeszcze jedną ważną rzecz. Ponoć kocha Pan pszczoły...
Maksim Wolff: To prawda, ale przyznam się od razu, że nie przepadam za owadami w ogóle. Brzydzę się pająków, nie znoszę much i komarów, zrzucam z siebie każde pełzające stworzenie, a jednak, gdy otwieram ul i wkładam doń rękę, by wyjąć ramkę, lęk i niechęć znika. Te małe stworzonka ufają mi, a ja ufam im. Nie przeszkadza mi jak wchodzą na moją dłoń, im nie przeszkadza, jak wyjmuję je z ich domku. Jednak gdy popełnię błąd, przygniotę jedną z nich zbyt bardzo lub gdy zorientują się, że zabieram im miód, nasza przyjaźń przechodzi kryzys i wówczas zdarza się, że odchodzę od nich z kilkoma użądleniami na ciele. Nie jestem zawodowym pszczelarzem, a z moimi trzema ulami, które stoją w środku osiedla na małej przydomowej działce z ogródkiem, mogę nazwać się, co najwyżej, amatorem pszczelarstwa, jednak nie liczba uli jest tu miarą, lecz to, że nie wyobrażam sobie, abym miał któregoś dnia wyjść do ogródka i nie byłoby w nim uli i moich pszczół. Kilka razy traciłem rój, traciłem też całą pszczelą rodziną, która nie poradziła sobie z zimą, i zawsze w takich chwilach czułem żal jak po stracie kogoś bliskiego. Pszczoły oddychają, mają serce, układ nerwowy, potrafią smakować, a nawet słyszeć. Badania pokazują, że potrafią analizować i podejmować indywidualne decyzje. Są jak stworzenia, którymi się otaczamy, nazywając je przyjaciółmi i dla wielu z nas są nimi, tyle że malutkimi.

Redakcja: Coś czuję, że kolejna książka będzie zawierała wątek pszczeli. Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę dobrego pisania z brzęczeniem pszczół w tle.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Anna Grzeszczuk: "Postaci z mojej książki istnieją bądź istniały"

Serdecznie zapraszamy do przeczytania naszej rozmowy z Anną Grzeszczuk, autorką powieści pt. "Lektorka", która należy do naszej serii błękitnej.  Oficynka: Pani Aniu, "Lektorka" wydaje się być lekką ucztą literacką, a w tej niepozornie wyglądającej książce nagromadzonych jest tyle emocji... Trudno było opowiedzieć tę historię? Anna Grzeszczuk:  „Lektorka” jest dokładnie taka, jak sobie założyłam. Nie zamierzałam wydłużać wątków tylko dlatego, aby książka zyskała na objętości. Dlatego z jednej strony niepozorność, a z drugiej sporo emocji. Kondensacja emocji. Jeśli pewna historia niejako osiadła we mnie, to pisze się o niej w takim cudownym transie. Świat przestaje istnieć, a ja łapię się na tym, że nawet nie czuję potrzeby zrobienia sobie przerwy na posiłek. Tak właśnie było w przypadku tej książki. Dla mnie taki stan twórczego amoku to sama przyjemność. Oficynka: Czy Olga ma swój pierwowzór w rzeczywistości, czy jest to postać całkowicie wymyślona? AG:  Nie piszę o...

Katarzyna Konczarek: "Jeśli teraz zacznę paradować w błękitach, będę tłumaczyła zdumionym rodzinie i przyjaciołom, że to wina wydawnictwa"

Serdecznie zapraszamy do wywiadu z Katarzyną Konczarek, autorką powieści "Słoik w papryczkach". Tytuł ten należy do oficynkowej błękitnej serii. Oficynka: Pani Kasiu, ponad rok temu ukazała się Pani debiutancka powieść o smakowitym tytule „Słoik w papryczkach”. Czy po tych kilkunastu miesiącach pamięta Pani jeszcze emocje, które towarzyszyły ukazaniu się książki? Katarzyna Konczarek: Pamiętam swoje niedowierzanie, że to już. Że coś, co kiedyś było tylko mrugającym kursorem, strzępkami tekstów, które trzeba było miesiącami układać, okrawać, uzupełniać i montować w całość, wreszcie tą całością się stało. Kiedy dostałam wiadomość: „Pani Kasiu, książki już są”, potrzebowałam chwili, żeby w to uwierzyć. Musiałam nauczyć się traktować „Słoik w papryczkach” jako tekst kompletnie skończony, który zaczął żyć swoim życiem. Oficynka: Przyznam szczerze, że bardzo podoba mi się tytuł książki. Czy od samego początku powstawania powieści wiedziała Pani, że to właśnie papryczki znajdą s...

Justyna Typańska: "książkę czyta się tak, jakby to, co w niej zawarte, wydarzyło się i zostało spisane"

Dziś rozmawiamy z Justyną Typańską, autorką książki "Zaczynam od listu, kochanie". Jej kolejna powieść - "Dziewczyna z bidula" - już wkrótce będzie miała swoją premierę. Zapraszamy do lektury wywiadu. Oficynka: Dzień dobry Pani Justyno! Na początek muszę zapytać: jest Pani stałym bywalcem biblioteki? Justyna Typańska: Dawniej często, a szczególnie gdy chodziłam do szkoły podstawowej w Krzykosach i biblioteka była niedaleko. W liceum biegałam do biblioteki miejskiej w Środzie Wlkp. – tam zawsze było dużo nowości. Później zaczęłam szukać książek w Internecie i niekoniecznie musiały być nowe. Jeśli były w dobrym stanie, to często je kupowałam. Tak udało mi się zebrać całą kolekcję książek pióra Jane Austen oraz kontynuacje jej książek napisanych przez inne autorki. Do tej pory takich szukam, ale zaglądam też często na strony księgarń internetowych lub wpadam do Empiku. Oficynka: Jak się Pani domyśla, pierwsze pytanie nie było przypadkowe, bo częściowo akcja powieś...